Jak zrozumieć Biblię. (cz. 2)
Jak zrozumieć Biblię. (cz. 2)
Temat, który omawiamy od ubiegłego tygodnia brzmi: jak nie dać się zwieść. To znaczy, czy to, co ci się mówi o Bogu jest prawdą, czy nie. Gdy zacząłem czytać Biblię, szybko odkryłem, że wiele z tego, co mi mówiono o Bogu nie jest prawdą. Zobaczyłem, że Biblia opisuje Boga, Jezusa Chrystusa jako o wiele wspanialszego, o wiele lepszego, niz to, co mi o nim mówiono. Doprowadziło mnie to do oddania swojego życia temu Bogu.
Zatem skad mam wiedzieć, czy to, co słyszę, jest zdrową nauką, dzięki której będę rósł, czy też pokarmem, który doprowadzi mnie do duchowej śmierci?
Po pierwsze, rozróżniamy zdrową naukę od fałszywej zadając pytanie: czy to jest w Biblii?
Oczywiscie, zakładamy przez to, że ty, jako osoba wierząca po pierwsze, masz swoją Biblię a po drugie, czytasz ją. Głód poznawania Boga przez jego Słowo jest jak głód niemowlęcia pragnącego butelki z mlekiem. Boże Słowo jest przyrównane do pokarmu. Św. Piotr pisze, by wierzący zapragnęli Bożego Słowa jak niemowlęta pragną mleka, by przez nie wzrastać ku zbawieniu. Chrześcijanin który jest odrodzony z Boga smuci się, gdy ostatnio nie znalazł czasu na czytanie Biblii. Jeśli natomiast nie jesteś odrodzony z Boga to Boże Słowo jest dla ciebie jak każda inna książka. Nie masz pragnienia jej zgłębiania. Jest to dowodem na to, że potrzebujesz narodzić się z Boga. Nominalne chrześcijaństwo to za mało, by być zbawionym.
Mówiliśmy też o tym, że pojedynczy werset z Biblii to za mało, by wiedzieć, czy interpretuję go właściwie. Najważniwjsze trzy zasady interpretacji to 1) kontekst 2) kontekst 3) kontekst.
Najbliższy kontekst poznajemy przez czytanie całego paragrafu. Gdzie zaczyna się myśl autora? Bardzo często, gdy przeczytasz kilka wersetów wcześniej i kilka wersetów dalej, znaczenie poznanego fragmentu zmienia się, jak czytaliśmy tydzień temu w 1 Pt.2,24: „ Jego (Chrystusa) sińce uzdrowiły nas.” Okazało się, że Piotr uczył w tym miejscu na temat „choroby” niezależności, czyli naszego naturalnego oporu przed poddaniem się Bogu i innym ludziom. Z tej choroby uleczył nas Pan, poprzez dobrowolne poddanie się za nas i cierpienie na krzyżu. Nie znaczy to, że Pan nie może uzdrowić ciebie z choroby ciała. Jednak ten fragment nie jest obietnicą, że Bóg musi to zrobić, jeśli tylko będziesz wierzył.
Nieco szerszy kontekst to myśl danej księgi. Dlaczego św. Piotr napisał swój list? Dlaczego św. Łukasz napisał Dzieje Apostolskie? Jeśli będziesz zadawał tego typu pytania, to zaczniesz zwracać uwagę na to, co w danej księdze Duch Święty akcentuje i podkreśla częściej, niż inne sprawy.
To, co twoim zdaniem Bóg mówi do ciebie poprzez czytane Słowo Boże powinno zgadzać się z intencją autora, który pod inspiracją Ducha Świętego napisał te słowa. Jeśli św. Paweł, siedząc obok ciebie, złapałby sie za głowę, słysząc, jak interpretujesz jego słowa, to nie ważne, jak dobrze się poczułeś po tej interpretacji. Jest ona niewłaściwa.
Krąży anegdota o poetce Wisławie Szymborskiej, która zinterpretowała jeden ze swoich wierszy wybranych na maturę. Komisja nie wiedząc, z kim ma do czynienia, postawiła jej najniższą ocenę. Niestety, my bardzo często robimy to samo. Nie jest dla nas ważne, co miał na myśli autor, natchnięty Duchem Świętym do napisania słów, które czytamy. Dla nas ta interpretacja jest właściwa, dzięki której my czujemy się wspaniale.
W naszych czasach najbardziej niebezpieczne i zarazem najbardziej popularne jest takie czytanie Biblii w którym wszystko obraca się wokół nas. Czytasz historię walki Dawida z Goliatem, i od razu widzisz siebie- to ty jesteś Dawidem pokonującym swoje przeciwności, a pięć kamieni zebranych z potoku, którymi powalisz swój olbrzymi problem to pięć strategii zwycięskiego życia.
Dlaczego tak jest?
Dlaczego wciąż stawiamy siebie w centrum biblijnych historii?
Są ku temu trzy powody. Pierwszy kulturowy, drugi osobisty, trzeci historyczny.
1.kulturowy. Pierwszy z powodów jest taki, że jesteśmy ofiarami naszej kultury. I nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jedną z objawów tej kultury jest tak zwany narcyzm. Kiedyś był on zaburzeniem wymagającym leczenia, dziś jest powszechnym zjawiskiem.
Psycholog Jean Twenge co roku prosiła studentów wybranego przez siebie college’u o wypełnienie kwestionariusza mierzącego ich ewentualne skłonności narcystyczne. Najmłodszy rocznik, który wypełniał kwestionariusz, to studenci urodzeni w 1982 r., najstarszy – to ich rodzice urodzeni w latach 60. I jedni, i drudzy odpowiadali między innymi na pytania: Czy gdybyś ty urządził ten świat, byłby on lepszym miejscem? Czy jesteś osobą wyjątkową i niesamowitą? Czy myślisz, że mógłbyś zdobyć wszystko, czego zapragniesz?
Okazało się, że na przestrzeni 20 lat poziom narcyzmu wśród młodych ludzi wzrósł aż o 65 procent. Dzisiejsze dwudziestoparolatki to rzeczywiście pokolenie absolutnie wyjątkowe, bo najbardziej zapatrzone w siebie, przekonane o własnej niepowtarzalności, spodziewające się podziwu otoczenia.– Żyjemy w kulturze, która promuje postawy narcystyczne – tłumaczy Christopher Lasch, socjolog amerykański. Przykład? Cechy narcystyczne, takie jak łatwość w wywieraniu na innych dobrego wrażenia czy nieumiejętność zawiązywania bliskich relacji, preferują u swoich pracowników duże firmy i organizacje.
2. Osobisty. Drugi powód to nasz grzech. W wyniku grzechu jesteśmy obsesyjnie „skierowani ku sobie samym”, jak zwykł mówić Marcin Luter. Wybawić nas może jedynie Jezus Chrystus.
3. Historyczny. Trzeci powód dlaczego wciąż stawiamy siebie w centrum Biblii to nasza reakcja na to, jak przedstawiano nam Biblię w naszej młodości. Większość z nas nie miała szczęścia słuchać Bożego Słowa w taki sposób, by Chrystus i jego historia dotarła do niego osobiście. Bo zbawienie jest przede wszystkim osobiste. Jednak nie jest indywidualistyczne.
Choć uczniowie idący do Emaus urodzili się przed 1982 rokiem, nie uniknęli tego samego problemu. Są smutni. Pozbawieni nadziei. Nie rozumieją jak Jezus mógł tak ich zawieść. Nikt nie lubi być oszukany. Czujemy się wtedy zdradzeni. A uczniowie czuli się oszukani przez Jezusa.
Jednak w rzeczywistości to nie Jezus ich oszukał lecz ci, którzy w zły sposób uczyli ich Bożego Słowa.
Czego ich uczono? Byli Żydami, wiec uczono ich że są szczególni. Wybrani. Że mają wspaniałą przyszłość, że cała historia obraca się wokół nich. Choć teraz są pod okupacją rzymską, pewnego dnia zwyciężą, i nie tylko Rzymianie, ale cały świat zobaczy, jak wspaniali są naprawdę. Biblia to ich historia. To oni są w centrum. Oni i to, co wspaniałego robią dla Boga. Pewnego dnia Bóg to im wynagrodzi. Uczniowie już myśleli że ich marzenie się spełni, że Jezus to ich wymarzony mesjasz, który pokona Rzymian. A On ich zawodzi, i haniebnie umiera na krzyżu.
Nagle dołącza do nich zmartwychwstały Jezus, lecz w takiej postaci że nie mogą go rozpoznać. Gdybym ja był na miejscu Jezusa objawiłbym się im w pełni swojej mocy: hej, to ja! Zwyciężyłem! Nie załamujcie się! Jednak Pan postanawia dać się im poznać inaczej: poprzez Pismo Święte, a potem przy stole gdzie łamie chleb: Pan otworzył ich serca, i uczył ich, co było napisane O NIM w każdej księdze Starego Testamentu.
Gdy uczniowie zobaczyli Chrystusa w Biblii ich serca zaczęły płonąć. Ich życie uległo zmianie i nabrało sensu.
Nie jest inaczej dzisiaj. Pan zmartwychwstał i możesz nie tylko znać go ze slyszenia, lecz poznać osobiście. wiedzieć o nim. A poznasz go gdy zobaczysz, że Biblia nie jest przede wszystkim o tobie lecz o Nim.
Dlatego ostatnim, najszerszym kontekstem jest kontekst całej Biblii. Ku zaskoczeniu wielu z was powiem, że Biblia nie jest przede wszystkim o was. Nie jest ona o tym, co ty musisz zrobić, by dosięgnąć Boga. Jest ona przede wszystkim o Jezusie Chrystusie, oraz o tym, co On zrobił, żeby dosięgnąć i zbawić ciebie. Głównym bohaterem Biblii jest Jezus, a nie ty.
Ale – możesz zaprotestować – w Starym Testamencie nie ma wiele o Jezusie.
Wręcz odwrotnie! Cały Stary Testament jest o Nim. Wszystko, o czym czytasz w Starym Testamencie wskazuje w przód na Jezusa: szabas, święta Żydowskie, przybytek, świątynia, kapłani, królowie, bohaterowie; słowem, wszystko i wszyscy opowiadają tą sama historię.
W swojej książce poświęconej mówieniu kazań, wybitny XIX-wieczny pastor Charles Spurgeon pisze, że „chrześcijański usługujący powinien głosić wszystkie prawdy skupiając je wokół osoby i dzieła Jezusa Chrystusa.” Pod koniec książki Spurgeon jeszcze raz wyraźnie stwierdza:
„Wszystko, co powiedziałem, sumuje się w tym: moi bracia, głoście CHRYSTUSA zawsze i wszędzie; On jest prawdziwą ewangelią. Jego osoba, urzędy i dzieło muszą stanowić nasz jeden, wszystko zawierający w sobie temat.”
W kazaniu nr 242 , zatytułowanym „Christ Precious to Believers”, Spurgeon głosi, że „najlepsze kazanie to takie, które jest pełne Chrystusa.” Następnie opowiada historię o Walijskim pastorze słuchającego kazania młodego, ambitnego kaznodziei:
– To nie było zbyt dobre kazanie- rzekł.
– Dlaczego?- zapytał młody człowiek.
– Ponieważ nie nawiązałeś w nim do Jezusa- odparł pastor.
– Ale przecież w tekście, na podstawie którego głosiłem, nie było nic o Jezusie- bronił się młody kaznodzieja- Czy nie powinniśmy trzymać się wykładu na podstawie intencji autora tekstu?
– W każdym mieście Anglii jest główna ulica (Main Street)- odparł stary pastor. – Każda z nich, wychodząc poza miasto, biegnie w stronę Londynu. Podobnie jest z głoszeniem kazania. Najpierw musisz odnaleźć główną ulicę (główną myśl nauczania) a następnie poprowadzić tą drogą ludzi do metropolii którą jest nasz Pan, Jezus Chrystus.”
Gdy byłem mały, chodziliśmy z bratem do kościoła katolickiego. Najbardziej nie lubiłem, gdy zamiast kazania był odczytywany list biskupa. Było to okropnie nudne! Moj brat natomiast lubił, gdy był czytany list. Dlaczego? Bo trwało to krócej niż kazanie. Ale zarówno motywacja moja jak i mojego brata były złe. Nie jest najważniejsze, by kazanie było ciekawe. Nie jest najważniejsze, by było ono krótkie. Najważniwjsze jest, by ludzie dzięki niemu mogli dostrzec Chrystusa.
Biblia to nie jest zbiór zasad, jak masz żyć, by być błogosławiony, zdrowy i szczęśliwy. Cała Biblia to jedna wielka, spójna historia. To opowieść o Bogu, który był gotowy z miłości zrobić wszystko, by być z człowiekiem, którego ukochał. Nawet, gdyby go to kosztowało wszystko. Twój i mój grzech zepsuł wszystko. I nic, co byśmy zrobili nie mogło naprawić relacji, którą zerwaliśmy z Bogiem. I nic, co byśmy zrobili nie mogło naprawić świata, który uległ skażeniu przez nasz grzech. Jednak Bóg wiedział o tym wcześniej i przygotował rozwiązanie. Przez cały Stary Testament w ukryty sposób opowiadał, co zamierza zrobić. Aż w końcu posłał swojego ukochanego Syna, Jezusa, by ten naprawił wszystko, co my zepsuliśmy. To, czego my nie możemy zrobić, On zrobił za nas. Żył doskonale, tak, jak my nigdy nie będziemy w stanie żyć. I umarł za nasze grzechy, by na nowo połączyć nas z Ojcem. Potem zmartwychwstał i odszedł do Nieba, dając nam misję, zadanie, byśmy opowiadali tą opowieść, łącząc z Bogiem tylu ludzi, ilu się da. A pewnego dnia powróci i naprawi cały ten świat. Wtedy wszystko będzie nowe. Wtedy historia się dopełni. Dlatego każda historia, którą czytasz w Biblii szepce jedno imię: Jezus.
Nasza tożsamość jest definiowana nie przez to, jak szukamy siebie, lecz przez to, jak widzimy co Bóg był w stanie zrobić dla nas. Co za miłość! Co za łaska! Jak bardzo jestem ukochany, gdy wczuwam się w jego opowieść, opowieść o jego miłości.
Zatem Biblia opowiada jedną historię, najwspanilszą historię ze wszystkich. A jej głównym bohaterem jest Jezus. Ta historia opowiedziana w skrócie nazywa się dobrą nowiną, czyli ewangelią.
Dlatego, by należycie rozsądzać to, co słyszysz, czy też czytasz odnośnie Boga, musisz wziąć pod uwagę ten najszerszy kontekst.
Zadawaj sobie takie pytania:
1) czy w tym, co własnie słyszę, głównym bohaterem jest Jezus, czy człowiek?
2) czy w tym, co słyszę, jest ewangelia? Czyja historia jest opowiadana przede wszystkim?
3) czy po to, by otrzymać coś od Pana muszę zrobić to i tamto, i jeszcze coś, czy raczej w wyniku tego, co słyszę, lub czytam, zachwycam się tym, co zrobił dla mnie Chrystus, i w wyniku tego pragnę żyć, jak On?
W jeszcze większym skrócie: czyja historia i czyja inicjatywa przede wszystkim?
Na koniec, chcę powiedzieć, że najlepszym sposobem by nauczyć się duchowego rozróżniania, jest cotygodniowy udział w nabożeństwie, gdzie słyszysz głoszoną ewangelię i widzisz ją reprezentowaną na stole Pańskim. Oczywiście, głównym celem zgromadzenia Kościoła jest uwielbianie Boga, lecz nauka zdrowego rozsądzania będzie jednym z efektów ubocznych.
Całe nabożeństwo chrześcijańskie jest tak skonstruowane, byś miał okazję
śpiewać ewangelię, słyszeć ewangelię, zobaczyć ewangelię, doświadczyć przemieniajacej mocy ewangelii, oraz byś otrzymał siłę, by dzielić się ewangelią w swoim środowisku.
Zakończę słowami Marcina Lutra, który już pół wieku temu pisał, radząc jak rozróżniać zdrową naukę. 14 lutego, 1546 roku, głosząc swoje ostatnie kazanie, Luter mówił:
„Prawdziwy kaznodzieja powinien wiernie i umiejętnie głosić tylko Słowo Boże i szukać jedynie jego chwały. Słuchający kazania powinien powiedzieć: ‘To nie w mojego pastora uwierzyłem, ale on opowiada mi o innym Panu, któremu na imię Chrystus. To jego głosi mi mój pastor i będę słuchał jego słów tak długo, jak prowadzi mnie do tego jedynego Mistrza i Nauczyciela, Bożego jedynego Syna.”
Amen.