Filipian cz. 2
Filipian cz. 2
Rozważamy właśnie List do Filipian. Jak pamiętamy, jest to jeden z najradośniejszych listów Pawła, skierowany do kościoła, do którego apostoł zwraca się w sposób wyjątkowo wylewny, o którym pisze z nieukrywaną dumą, ale równocześnie troską. Ze słów Pawła możemy wywnioskować, że kościół w Filipii – rzymskim mieście na terenie greckiej Macedonii, dotknięty został problemami i podziałami, które dotykają także kościołów i wspólnot współczesnych.
Kiedy czytamy werset „z bojaźnią i drżeniem zbawienie swoje sprawujcie”, pierwsza myśl, która pojawia się w naszej głowie, to pytanie: ale jak to? Czy to oznacza, że nie jestem jeszcze zbawiony? Czy mam na to zbawienie pracować? Ale przecież wcześniej dowiedzieliśmy się, że zbawienie osiągalne jest dla nas za darmo, z łaski. Wystarczy, mówili, że wyznam ustami, że Jezus jest Panem i zbawiony będę. Może zatem Paweł tym razem przeżywał chwilę religijnej nerwicy, która popchnęła go w kierunku podjęcia próby nakłonienia kościoła do powrotu do uczynków i zarabiania na swoje zbawienie? A tak naprawdę nie jest istotne jak żyjemy, wszak skoro już zostaliśmy zbawieni i Bóg nas kocha, to jakie znaczenie mogą mieć nasze uczynki? Wszak łaska zatryumfowała, po co jeszcze coś do niej dokładać?
Aby znaleźć właściwą odpowiedź na te pytania, musimy przede wszystkim uświadomić sobie, czym jest i co oznacza dla Pawła „zbawienie” i do czego ten termin się odnosi. Otóż widzimy, że termin ten używany jest, nie przez przypadek, w Biblii w trzech czasach gramatycznych. Zostaliśmy zbawieni. Jesteśmy zbawiani i będziemy zbawieni. Zostaliśmy zbawieni od kary za grzech. Czytamy w liście do Rzymian 3,25, iż „Bóg uczynił go ołtarzem przebłagania. Przez wiarę, w Jego krwi objawił swoją sprawiedliwość, aby odpuścić grzechy popełnione uprzednio w czasie cierpliwości Bożej.” A zatem, skoro kara za grzech spadła już na tego, który grzechu nie popełnił, to do czego nam jeszcze zbawienie? Na co wskazuje czas przyszły? Na zbawienie od konsekwencji od grzechów, na naszą przyszłą chwałę. Na życie, które odziedziczymy, gdy nastanie nowe niebo i nowa ziemia. Życie wolne od chorób, biedy, lęku i zmartwień. Życie, do którego wzdycha dzisiaj całe stworzenie, poddane skażeniu ze względu na skutki grzechu. Od czego zatem zbawiani jesteśmy teraz, dzisiaj? Dzisiaj, zbawiani jesteśmy od samego grzechu, od jego niszczycielskiego wpływu na nasze osobiste życie, kościół i świat.
Grzech to słowo, które raczej nie robi furory w naszych czasach. W kulturze, w której przede wszystkim liczy się przebojowość i zabawa, mało uwagi przykłada się do środków, bardziej istotny jest zawsze cel i przyjemność. Jeszcze chyba nigdy tak bardzo dla ludzkości nie liczyła się powierzchowność i chwilowe doświadczenia, osiąganie sukcesu i zdobywanie nowych przedmiotów, a tak bardzo nieistotnym był charakter człowieka. Chociaż wraz z nadejściem wieku Oświecenia ludzkość triumfalnie ogłosiła nastanie czasów powszechnej sprawiedliwości, do dzisiaj tej sprawiedliwości nie możemy się doczekać. A przecież uznano już, że przyczyną wszelkich problemów ludzkich jest brak wykształcenia. Brak wystarczającej wiedzy, który nie pozwala ludziom dostrzec, jak nieistotne i błahe są problemy przez które nieustannie się zabiją. Powstał pogląd, zgodnie z którym wystarczy dotrzeć do ludzi z odpowiednią wiedzą, pokazać im, że lepiej jest szanować się niż nienawidzić i za jakiś czas dojdą oni sami do wniosków, że warto żyć w pokoju i uszanowaniu własnej odmienności. I pomimo tego, że powszechnemu dostępowi do edukacji zapewne zawdzięczamy wiele i dzięki niej świat stał się miejscem bardziej znośnym niż gdy jej nie było, to ciągle daleko nam do doskonałości. Najgorsze zbrodnie stały się w zeszłym wieku udziałem narodów, które najbardziej entuzjastycznie przyjęły hasła o sprawiedliwym świecie. Dzisiaj, kiedy spotykamy się tutaj, małe dzieci wygnane ze swoich domów przez wojnę i głód toną w odmętach Morza Śródziemnego, na plażach którego wkrótce opalać się będą bogaci turyści zachodniego świata. Czy mogliśmy się bardziej pomylić? Brak wykształcenia to poważny problem, ale prawdziwy problem leży daleko głębiej. To problem z naturą ludzką. Paweł nawołuje Filipian do zabiegania o zbawienie z bojaźnią i drżeniem, a sądzę, że dobór tych słów nie jest przypadkowy. Przecież to właśnie grzech spowodował, że jedyna osoba, która naprawdę zasłużyła by żyć musiała umrzeć śmiercią złoczyńcy. To grzech, a nie choroba, ubóstwo czy samotność (chociaż cierpienia te są bez wątpienia straszne) są naszym wrogiem, bo tylko grzech może skutecznie nas zabić. Biblia uczy, że naszym największym problemem jest zerwana relacja z Bogiem, a przyczyną tego jest właśnie grzech. Jest jak zakwas, jak trąd, wirus albo drapieżnik. Chrześcijański teolog i autor, Tim Challies napisał: „Grzech obiecuje radość, a przynosi ból, obiecuje szczęście, a przynosi wstyd, obiecuje życie, a przynosi śmierć, obiecuje wolność, a przynosi poczucie winy, obiecuje niebo, a przynosi piekło. Grzech zawsze, ale to zawsze jest kłamstwem”. Celem grzechu zawsze jest oddzielenie nas od Boga, aby w konsekwencji doprowadzić do duchowej śmierci. Słyszałem kiedyś o pewnej kobiecie, która hodowała w domu węża Boa (nie wiem, czy i na ile ta historia jest prawdziwa, ale stanowi świetną ilustrację). Karmiła go i pielęgnowała, a on rósł sobie zdrowy i beztroski żyjąc swoim wężym życiem. Ale pewnego dnia coś ją zaniepokoiło. Otóż wąż zamiast spać w akwarium zwinięty w kłębek jak miał w zwyczaju, zaczął w nocy kłaść się obok niej na łóżku wyprostowany. Zaniepokojona, czy aby coś mu nie dolega zabrała go do specjalisty, który jej wysłuchał, zbadał gada, a następnie popatrzył na nią uważnie i powiedział: proszę pani, jego zachowanie jest absolutnie normalne. On po prostu sprawdza, czy pani się w nim zmieści. Tak właśnie jest z grzechem. Możesz nazwać swojego węża Ciapek, Mruczek albo Fafulek ale to nie zmieni jego natury. On od początku szykuje się do konsumpcji. Albo go zagłodzisz, albo staniesz się jego daniem.
Acha! Możemy powiedzieć. A zatem rozumiem. Skoro zostałem zbawiony przez Jezusa od kary za grzech, to teraz moim zadaniem jest praca nad własną świętością. To teraz ode mnie zależy, jak będzie wyglądać moje życie, prawda? Z łaski zostałem zbawiony od skutków grzechu, a z pracy jest zbawiany od samego grzechu. Nic bardziej mylnego! Spójrzmy, co dalej pisze Paweł „Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie”. A zatem? Paweł daje jednoznaczną odpowiedź, że tak naprawdę inicjatorem i sprawcą zmiany w naszym życiu jest zawsze Bóg. Tak jak z jego łaski zostaliśmy zbawieni, tak z jego łaski jesteśmy zbawiani, czyli uświęcani, uwalniani od grzechu i jego wpływu na nasze życie. Jest to działanie od nas niezależne! Jezus mówiąc o Królestwie Bożym przyrównał je do ziarna, które rzucone w glebę obumiera, potem wzrasta i wydaje plon, bez względu na to, co w tym czasie robi siewca. To Boża miłość i dobroć sprawiają, że się zmieniamy i stajemy podobni do niego. Coraz bardziej cierpliwi, sprawiedliwi, zdolni do poświęcania i do walki o sprawiedliwość. Uświęcenie i zbawienie są nierozłączne, jak dwie strony tej samej monety, a obecność jednej jest przyczyną sprawczą i dowodem na istnienie drugiej. Nie ma zbawienia bez zmiany życia. I życie nie może się zmienić, jeśli nie było prawdziwego nawrócenia i zbawienia. Tylko Bóg ma moc, by przemienić nasze złe, skupione na sobie serca.
Zaraz, zaraz, możesz powiedzieć, ale przecież chwilę wcześniej czytałeś, że to my mamy sprawować zbawienie, no więc w końcu kto? To Bóg czy my? Jak rozwiązać tę kabałę? Odpowiedź jest prosta: to Bóg inicjuje zmiany, ale to od nas zależy, czy na te zmiany odpowiemy. I to jest jedyna możliwa opcja. W innym wypadku, gdyby wszystko zależało tylko od Boga, to cała zabawa w życie byłaby bez sensu, bylibyśmy tylko marionetkami w jego ręku pozbawionymi wolnej woli, a z drugiej strony, gdyby wszystko zależało teraz od nas, to dobra nowina byłaby tak naprawdę najgorszą nowiną z możliwych. Wielokrotnie próbowałem o własnych siłach stać się lepszym człowiekiem i każdy kolejny upadek był bardziej spektakularny od poprzedniego. Odpowiedzialność, która wiązałaby się z tym byłaby nie do udźwignięcia, a skutki katastrofalne. Jaki jest nasz udział a jaki Boga w całym tym procesie? Sto procent Boga i sto procent nasz. Tak jak Jezus jest w stu procentach Bogiem i równocześnie w stu procentach człowiekiem, tak samo Bóg wykonuje nas swój plan i my sami na ten plan musimy odpowiedzieć. Dlatego myśląc o uświęceniu, musimy myśleć o nim jako suwerennym akcie Boga, bo to daje nam bezpieczeństwo i pokój, że ten projekt po prostu się uda. Zdejmuje z naszych pleców ciężar odpowiedzialności za sukces tej misji. A z drugiej strony o konieczne jest nasze zaangażowanie, bo bez tego moglibyśmy siedzieć z założonymi rękami w przekonaniu, że wystarczyło powiedzieć „Jezus jest Panem” i na tym koniec. Nie ważne jak żyjemy, nie ważne kim się stajemy. Ale wypowiedzenie tej słynnej formuły, to nie koniec, lecz dopiero początek. Ten werset mówi „jeśli w sercu swoim uwierzysz”, a jaki jest znak tego, że naprawdę uwierzyłeś? Odpowiedziałeś Bogu na jego wezwanie do świętości. Tylko Bóg może zmienić nasze serca, ale to my zmieniamy nasze postępowanie.
Jak to zrobić? Jak praktycznie sprawować to zbawienie? Uczynić Jezusa najcenniejszym w naszym życiu. Przekładając termin „sprawować zbawienie” na język świecki, oznaczałoby ono, pracę i zabieganie o to, co dla ludzi jest najważniejsze. Jeśli najważniejsza dla mnie jest kariera, podporządkuję swoją rodzinę, przyjaźnie i rozwój właśnie pod karierę. Poświęcę wszystko, żeby osiągnąć sukces. Jeśli najważniejsza dla mnie jest rodzina, to podporządkuję pracę, czas i pieniądze pod rodzinę. A jeśli najważniejszy dla mnie jest Jezus? Podporządkuję swoje życie pod Jezusa! Co takiego obiecuje nam grzech, że dajemy mu się zwieść, że słuchamy go, chociaż wiemy, że koniec końców będziemy rozczarowani? Czego szukamy w pogoni za sukcesem? Uznania? Czego szukamy poświęcając wszystko dla dzieci i drugiego człowieka? Miłości? Intymności? Czego szukamy w dążeniu do coraz większego bogactwa? Bezpieczeństwa? Wpływu? Kariera, finanse, czy drugi człowiek, to same z siebie są rzeczy dobre, ale w momencie kiedy zastępują nam Boga, same stają się bogami, idolami, które zawsze łamią nam serca. Szukamy w nich tego, co znaleźć możemy tylko w Jezusie. I kiedy to zrozumiemy, dopiero wtedy, możemy naprawdę się od nich uwolnić. To wszystko, co one nam obiecują, a nie mogą dać, daje nam Jezus. I aby nam to dać, musiał zapłacić olbrzymią cenę. Spotkało go to, co spotkałoby nas, gdyby nie on. Nasze życie dzisiaj pokazuje na ile wierzymy, że to rzeczywiście prawda. Nasza odpowiedź na jego zaproszenie do życia w świętości pokazuje nam, w którym miejscu naprawdę jest nasze serce. Żeby to się stało rzeczywiste w naszym życiu, musimy przypominać sobie o tym codziennie. Każdego dnia musimy szukać Boga w modlitwie i jego łaski aby dostrzec tę prawdę, każdego dnia musimy szukać go w jego Słowie, abyśmy byli w stanie zobaczyć, jak powinno wyglądać nasze życie. Do czasu, gdy całe nasze życie będzie przemienione przez ewangelię.
Paweł pisze do Filipian, że mają być jak światło w ciemności dla ludzi w tym świecie, a przez konkretny grzech (podziały) nie wypełniają swojego przeznaczenia. Tak właśnie ma się sprawa z nami: Bóg przeznaczył nas, żebyśmy żyli życiem, które wskazuje na Jezusa, przeznaczył kościół, aby świadczył światu o Bożej miłości i dobroci, a kiedy dajemy się zwieść grzechowi, stajemy się dokładnie jak ten świat. Abyśmy mogli świecić w tym świecie, Jezus, ten który zawsze chodził w świetle, bo sam był światłem, musiał zapłacić ogromną cenę. Kiedy umierał, zapadła ciemność, dla niego jednak była to ciemność o wiele gorsza niż ta, która zapadała nad Jerozolimą, ciemność kosmiczna, pozbawiona obecności tego, bez którego nie może istnieć życie. Mrok, w którym nie ma żadnej nadziei, bo mrok, w którym nie ma Bożej obecności. Jednak miłość Jezusa do ciebie i do mnie była tak wielka, że choć cierpiał ból, którego nie możemy sobie nawet wyobrazić, zrobił to chętnie. Zrobił to, bo wiedział, że dzięki temu zostaniemy uratowani przed gniewem i sądem, na który zasłużyliśmy. Bo to była jedyna droga, aby pojednać nas z naszym Stwórcą. Zdecydował się dotknąć wiecznej ciemności, abyśmy my mogli chodzić w światłości. Niech największą motywacją dla nas, aby żyć życiem, które podoba się Bogu będzie miłość do niego. Tak jak Jezusa, miłość do zaprowadziła na krzyż, niech nasza miłość do Niego zaprowadzi nas do życia, które przynosi mu radość. Amen.