Bogaty młodzieniec
Historia bogatego młodzieńca wg. Ew. Marka 10:17-22
Czytamy dzisiaj o młodzieńcu, który bez wątpienia byłby człowiekiem mile widzianym w każdym kościele. Nie tylko jest on bardzo bogaty, co z pewnością wiąże się z hojnym wspieraniem kościoła, ale także jest osobą cnotliwą, moralnym wzorem dla młodzieży, któremu bez wahania możemy powierzyć nauczanie w szkółce niedzielnej. Komentatorzy wskazują, że prawdopodobnie musiał być osobą bardzo poważaną w swoim otoczeniu i mądrą ponad swój wiek, gdyż w Ewangelii Łukasza, wymieniony jest jako „Dostojnik”, co interpretują jako pełnione przez niego stanowisko religijnego. Prawdopodobnie był on przewodniczącym synagogi. Padł przed Jezusem na kolana, co wskazuje, że jego intencja jest szczera, całym sercem szuka on prawdy, a jego wiara we własną sprawiedliwość (choć pozbawiona prawdziwej wiedzy, czym rzeczywiście jest grzech) jest prawdziwa.
A jednak, zdaje on sobie sprawę, że w jego życiu brakuje głębokiej treści. Kiedy przyglądam się temu fragmentowi Ewangelii, przychodzi mi na myśl inna historia, która na pozór wydaje się być zupełnie nie związana z dzisiejszym fragmentem. To historia o mężczyźnie ślepym od urodzenia, w przypadku którego uczniowie pytają się, kto zgrzeszył? On, czy jego rodzice? Jezus odpowiedział wówczas, że ani on, ani jego rodzice, lecz stało się to na chwałę Bożą. Ich myślenie o religii jest bardzo prostoliniowe: dobre życie za dobre uczynki. Z księgi Joba jednak dowiadujemy się, że takie myślenie nie koniecznie znajduje odzwierciedlenie w Biblii. Taką właśnie postawą charakteryzowali się przyjaciele Joba – mówią mu: Jobie, musiałeś zrobić coś złego, w innym przypadku nie spotkałoby cię to, co cię spotkało. Podobnie może myśleć młodzieniec: musiałem w swoim życiu być sprawiedliwym, w innym wypadku Bóg nie błogosławiłby mi tak, jak błogosławi. Religia często chce nam wmówić, że za dobre uczynki należy nam się dobre życie, a za zło – kara. Jezus jednak w jednym i drugim przypadku wskazuje, iż jest to myślenie bez pokrycia. Myślenie bardzo uproszczone, które może się okazać, jak w dzisiejszej historii, bardzo zgubne.
Odpowiedź, którą otrzymuje od Jezusa młodzieniec wstrząsa jego światem: okazuje się, że jego majątek – dla pobożnego Żyda wszak dowód na to, że wiedzie życie pobożne i sprawiedliwe, które podoba się Bogu, jest mu przeszkodą, a nie bramą do zbawienia. Podobnie zszokowani są uczniowie Jezusa. Bo jeśli nie bogaty, czyli ten któremu Bóg odpłaca za sprawiedliwe życie nie wejdzie do nieba, to kto wejdzie? Być może młodzieniec liczył na kilka wskazówek, co może poprawić w swoim życiu duchowym, jak może stać się jeszcze bardziej moralną osobą, ale otrzymał odpowiedź, wedle której to nie moralność była jego problemem. Problemem nie jest zachowanie, problemem jest w czym pokładał on swoją ufność. Odpowiedź Jezusa wskazuje, że zmiana zachowania nie przynosi wolności, ponieważ to nie zachowanie – nie moralność – jest naszym problemem, ale nasze nieprzemienione serca. Młodzieniec wierzył, że potrzebuje jeszcze jednego kroku aby wejść na szczyt i spotkać się z Bogiem, tymczasem słyszy, że jest na prostej drodze w zupełnie innym kierunku. Jezus mówi mu, że on nie potrzebuje dodać czegoś do swojego życia, ale musi wywrócić je do góry nogami. Cały jego system wartości musi ulec zmianie. „Czego mi brakuje” pyta młodzieniec? Wszystkiego. Z kazania na Górze wiemy, że niemożliwe jest żeby młodzieniec rzeczywiście w sposób doskonały przestrzegał przykazań. Gdyby tak było, nie pytałby się Jezusa, czego mu brakuje, nie brakowałoby mu niczego.
Młodzieniec przychodząc do Jezusa, musi naprawdę wierzyć, że Jezus jest w stanie udzielić mu odpowiedzi. Odnosi się do niego z prawdziwym szacunkiem i odpowiedź, którą otrzymał głęboko w nim zapadła. Słyszy, iż musi pozbyć się najcenniejszej rzeczy, jaką posiada. Tak jak Abrahamowi powiedział „Chcę abyś oddał mi swojego syna”. Tak młodzieniec słyszy, daj mi to, czego najbardziej nie chciałbyś oddać. Innymi słowy, Pan mówi do nas oddajcie mi to, co wydaje się, że was uszczęśliwi i pozwoli wam być szczęśliwym beze mnie. Ale tak naprawdę zniszczy was. Jeśli nie w tym życiu, to na pewno później.
W niedawno wyprodukowanym musicalu „La la land“ Ryan Gosling i Emma Stone spotykają się w Hollywood. Mając wielkie ambicje i plany zrobienia kariery. On chce otworzyć swój własny klub z graną na żywo muzyką jazzową, ona – pragnie zostać słynną aktorką. W między czasie rozwija się między nimi nić sympatii, która wkrótce zmienia się w romantyczny związek. Jednak robienie kariery wymaga od nich poświęcenia swojej relacji (uwaga spoiler!) i film kończy się sceną, w której Emma już jako światowej sławy aktorka, wraz ze swoim mężem trafia przypadkowo do Baru Goslinga, w którym gra on na fortepianie. Ich marzenia, chociaż okupione wielką ceną, spełniają się. Nie wiemy, czy żałują swojego wyboru, czy nie. Na koniec filmu wymieniają uśmiech i ich drogi rozchodzą się, być może na zawsze. Otrzymali od życia dokładnie to, po co przybyli do Hollywood. Ceną było rozstanie się i pogrzebanie wielkiej miłości. Czy było warto? Pewnie kobiety powiedzą, że nie, mężczyźni, że tak. Jaki ten film ma związek z dzisiejszy młodzieńcem? Wynika z dzisiejszego czytania niezbicie, że gdyby Jezus stanął w tym momencie pomiędzy nimi, powiedziałby do Emmy: chcę żebyś porzuciła dla mnie swoją karierę, a do Ryana: chcę żebyś sprzedał swój bar. Zostawcie to, co uważacie za najcenniejsze, co kochacie najbardziej i chodźcie za mną. Miejsca, które zajmuje w waszych sercach kariera przeznaczone są dla mnie. To nie wasza praca, pieniądze i rodzina powinny was napędzać każdego ranka, ale miłość do mnie. Czy Jezus ma prawo żądać od nas tak wiele? Co Jezus zostawił dla nas?
W liście do Filipian 2, 6-8, czytamy, iż:
„On (Jezus), istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.”
Ten fragment nie oznacza, iż Jezus przestał być Bogiem, lecz wyzbył się swojej CHWAŁY. Jest wiele teorii dotyczącej tego, czym jest chwała, ale bez wątpienia wiąże się ona z byciem rozpoznawalnym, uznawanym, ważnym, byciem kimś, z kim trzeba się liczyć. Chwała Boża ma niezwykły ciężar, nikt nie może przejść obok niej obojętnie. Żyjemy w czasach, w których ludzi są gotowi zrobić wszystko dla chwili sławy. Ostatnio po Internecie krążą zdjęcia młodych rosyjskich modelek, które fotografują się wisząc na jednej ręce przez okno najwyższego piętra drapacza chmur: byle tylko zyskać rozgłos, byle tylko ktoś je zauważył, dla pięciu sekund chwały w Internecie ryzykują swoje życie. Jezus zostawił swoją chwałę dla mnie i dla ciebie. Chwałę, której blask przyćmiewa wszystkie gwiazdy na niebie. Kiedy zawisł na krzyżu nie można było na niego patrzeć, bo był to widok tak odpychający.
Dla Emmy Stone i Ryana Goslinga w filmie chwałą nie był ich związek, ale ich kariera. Co jest chwałą dla ciebie i dla mnie? Co napędza nasze życie, sprawia, że w stajemy z łóżka, idziemy do pracy? Jezus musi być naszą chwałą, bo wszystko inne przyniesie nam na koniec tylko rozczarowanie. A jeśli on stanie się naszą chwałą, wówczas zgodnie z obietnicą zawartą w liście do Rzymian 8,30 my również będziemy mieli udział w jego chwale.
W jaki sposób Jezus może stać się naszą chwałą w życiu? Musi stać się naszym majątkiem i skarbem, cenną perłą, za którą chcemy oddać wszystko. Z tej przypowieści dowiadujemy się, że Jezus oczekuje od nas dużo więcej niż chcemy mu oddać, ale również oferuje dużo więcej niż moglibyśmy oczekiwać. Jezus pokazuje nam, że jest tylko jedna droga: „Zaprzeć się samego siebie, każdego dnia brać swój krzyż i iść za nim”. To oznacza, iż tak naprawdę musimy głosić sami sobie ewangelię każdego dnia na nowo, ponieważ nasze serca będą nieustannie chciały stawiać tron bez niego! Cokolwiek twierdzi, że da nam szczęście bez Boga, tak naprawdę jest jak rak, który chce nas zabić. Jezus przyrównuje grzech do zakwasu. Zakwas działa powoli, na początku nie widać jego działania, ale na koniec całe ciasto jest zakwaszone. W świecie ewangelicznym utarło się myślenie, iż Ewangelia stanowi ABC chrześcijaństwa. Są to pierwsze kroki dla niezbawionych, po przejściu których zaczyna się zaawansowany tryb i „poważne” kwestie. Ale kiedy czytamy Nowy Testament to widzimy, że Ewangelia nie jest tam kursem dla początkujących, ani rytuałem przejścia, ale stanowi centrum całego nauczania. Jeśli Paweł gani w liście do Galacjan za przyjmowanie innej nauki, to nie dlatego, że jest ona niezgodna z jego „teologią” a on jest purystą dogmatycznym, tylko dlatego, że jest niezgodna z Ewangelią, przez co staje się zupełnie inną nauką! Paweł pisze, że nawet gdyby on sam lub anioł z nieba zstąpił, to jeżeli powie, że Ewangelia to Jezus Chrystu + coś, to należy go w trybie ekspresowym wysłać w drogę powrotną. Ewangelia to nie ABC ale Abcdxyz chrześcijaństwa, a jeśli chrześcijaństwa, to także chrześcijan. Musi także stać się naszego życia. Każdego dnia musimy przypominać sobie o tym, że nasza sprawiedliwość oparta jest nie na naszych uczynkach, ale na Bożej Łasce. I dopiero kiedy mocno wzrośniemy w poznanie naszej wartości, poznaniu tego że jesteśmy tak grzeszni, że Bóg musiał umrzeć na krzyżu, aby odkupić nasz grzech, a jednak jesteśmy tak bardzo ukochani przez Boga, że umarł chętnie, aby być z nami. Nasze serca rozpoznają, że nie potrzebujemy ziemskich bogactw do szczęścia, kiedy mają jego. W innym wypadku zawsze wszystko, co dodajemy do Jezusa mówiąc: Jezus + kariera, Jezus + rodzina, Jezus + zdrowie i wtedy będę szczęśliwy, to w rzeczywistości naszym szczęściem jest to, co znajduje się za plusem, a Jezus staje się dodatkiem. Jezus mówi do młodzieńca: idź za mną. To znaczy, że musi on zupełnie odwrócić się od swojego starego postępowania i iść za nim. To nie znaczy: dodaj mnie do swojego grafika. Pamiętaj o mnie w niedzielę. Nie, to znaczy: twój stary świat zostaw za sobą. Nie masz już nic swojego. Wszystko staje się nowe.
Dlaczego Jezus mówi, iż nasza sprawiedliwość musi stać się większa niż sprawiedliwość uczonych w piśmie i faryzeuszów? Pamiętajmy, że ci ludzie byli zawodowymi świętymi, od rana do wieczora ich życie polegało na wypełnianiu prawa i przestrzeganiu kilkuset przepisów, którymi byli związani. Ponieważ oni wierzyli, że ich sprawiedliwość sprawi, że będą podobali się Panu Bogu, zasłużą sobie na jego miłość. Tymczasem Jezus pokazuje, że nikt nie może sobie zasłużyć na jego miłość, można ją tylko przyjąć. I tylko kiedy zrozumiemy, że nie jesteśmy w stanie wypełnić prawa, ale nie musimy, ponieważ Jezus już je wypełnił za nas, możemy zacząć żyć zgodnie z nim – bo naszą motywacją nie ani będzie ani strach, kiedy zawiedziemy, ani pycha, kiedy uda nam się żyć w posłuszeństwie, lecz naszą motywacją będzie miłość do Niego. Będziemy kochać przykazania, ponieważ Bóg je kocha! Jak Powiedział Charles Spurgeon: „moralne życie może uchronić cię przed więzieniem, ale nie uchroni cię przed piekłem”. Tylko Jezus i jego krew uchroni cię przed tym drugim. Czy brakuje ci tego jednego? Szukaj go, żyj dla niego każdego dnia, a on uwolni cię od fałszywych zbawicieli.
Zawsze byłem uczony, że nie pieniądze są złe, ale nasza miłość do nich. To prawda, tak jak w przypadku każdego innego grzechu. Nie tylko pieniądze są miłością, która nas zniszczy, ale wszystko, co stawiamy przed Jezusem. Młodzieniec myślał, że przychodzi do nauczyciela, a on przyszedł do Zbawiciela. Jezus nie chciał go unieszczęśliwić, ale uwolnić.
Na koniec, „Jezus spojrzał na niego z miłością” –czytamy. Dlaczego narrator wskazuje akurat na taki emocjonalny aspekt tej historii? Skąd to nagłe uczucie? Być może Pan Jezus zobaczył w tym młodzieńcu samego siebie? Wszak Jezus sam jest Sprawiedliwym, Bogatym młodzieńcem, który zostawił swój skarb – swojego Ojca w niebie i swoją chwałę – dla tego młodzieńca. Pozostawił to wszystko, aby każdy z nas mógł cieszyć się tym, co On musiał utracić na krzyżu – Bożą miłość i dobroć. Bożą chwałę, przy której każda ziemska chwała blednie i wygląda jak odpustowa, plastikowa biżuteria w porównaniu z najczystszym złotem.