Wolność finansowa
Wolność finansowa
Jeżeli wolisz przeczytać to kazanie kliknij TUTAJ
Written by metodysci-admin on . Posted in Kazania
Jeżeli wolisz przeczytać to kazanie kliknij TUTAJ
Written by metodysci-admin on . Posted in Przeczytaj kazanie
12- dążę do tego, by pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa. Pisząc o usprawiedliwieniu do Rzymian, czy Galacjan Paweł koncentruje się na pewności usprawiedliwienia, które już jako wierzący otrzymaliśmy. W liście do Filipian w szczególny sposób podkreśla on jednak perspektywę wieczności. Maluje przed Filipianami obraz przyszłości. Ale nie przyszłości w perspektywie pięciu lat, lecz ich przyszłości w wieczności, gdy powróci Chrystus. W szczególny sposób chce podkreślić aspekt wiecznego życia- najlepsze jest wciąż przez nami!
Dlaczego Paweł to robi? Odpowiedz jest w wersetach 18-21. W kościele Filipian pojawili się ludzie nauczający, że wszystkim, co Bóg obiecał możemy w pełni cieszyć się tu, na ziemi. Więcej, celem wierzących powinno być zdobywanie „rzeczy ziemskich”. Ziemskie rzeczy oznaczają to, co najbardziej ceni świat: sukces zawodowy, piękny dom, drogi samochód, rodzina jak z prospektu reklamowego, uznanie i wpływ w społeczności, władza i oczywiście, piękny wygląd. To jest to, za co nasi znajomi, którzy nie poznali jeszcze Pana oddaliby wszystko. Najpopularniejsze dziś usługi to takie, które pomagają ludziom osiągnąć któreś z wymienionych przeze mnie rzeczy. W żadnej z wymienionych przeze mnie rzeczy nie ma nic złego. Nie są one grzechem same w sobie. Jednak Paweł przestrzega Filipian przed nauczycielami, którzy głoszą, że celem chrześcijaństwa jest pościg za ziemskimi rzeczami. Przestrzega przed takim skoncentrowaniem na karierze, dzieciach, pieniądzach, domu, samochodzie, rozwojowi talentu, który staje się idolem- bożkiem. Wtedy to któraś z tych rzeczy jest faktyczną sprawiedliwością dla nas, a nie sprawiedliwość Chrystusa.
Paweł pisze, że bogiem takich ludzi jest ich brzuch (3,19). Oznacza to że konsumpcja dóbr doczesnych staje się celem. Przecież- argumentują tacy nauczyciele- Jezus po to umarł, byśmy wszystko, ale to wszystko odebrali tu, na ziemi!
Taki pogląd nazywa się w teologii dominionizmem.
Jaki jest efekt takiego życia?
Chrystus i jego krzyż znika sprzed naszych oczu. Nie chcemy „uczestniczyć w cierpieniach Jego (Jezusa) stając sie podobni do Niego w Jego śmierci.” Wszystko co wiąże się z ponoszeniem strat uznane jest za przekleństwo a nie błogosławieństwo.
To, co jest twoją faktyczną sprawiedliwością, to, co cię faktycznie nakręca, jest najbardziej realne dla ciebie niż Bóg, niż życie wieczne i , i z czasem będziesz poświęcał wszystko inne, by to mieć.
W końcu jednak pozbawi cię to radości. Pozbawi cię to pokoju. Będziesz się martwił.
Właśnie na radości i pokoju skupia się Paweł w pierwszej części czwartego rozdziału.
Czym jest radość?
Radość, to uniesienie, które pojawia się, gdy cieszysz się Bogiem i jego zbawieniem.
Uniesienie, czyli niezatapialność. Choć nieustannie szatan, grzech i świat próbują cię zatopić, ty wciąż wyskakujesz jak korek na powierzchnię. Jesteś jak wańka- wstańka.
Jak ta radość się ujawnia? Gdy przypominasz sobie to, co masz dzięki Bogu.
Przeciwieństwem radości nie jest smutek. Ponieważ Biblia wiele razy wspomina że możesz być radosny nawet, gdy się smucisz.
Szczęście przychodzi jako rezultat dostania tego, co chcesz. Radość jest głębsza, przychodzi z pewności, że już masz to, co liczy się naprawdę.
Szczęście jest cieszeniem się błogosławieństwami, bardziej, niż tym, który je zsyła.
Dawid pisze: wlałeś w me serce większą radość, niż posiadają ci, którzy mają obfitość zboża i wina. Ich radość jest w zbożu-dużym stanie konta, moja radość jest w Bogu, który jest właścicielem wszechświata i da mi wszystko, czego potrzebuję.
Paradoksalnie, dopiero wtedy możesz cieszyć się przyjemnościami życia naprawdę: jedzeniem, seksem, podróżami.
Czym jest pokój?
Pokój- głębokie przekonanie że Bóg kontroluje twoje życie. Nasz tekst mówi, żeby powierzać Bogu prośby z dziękczynieniem. To znaczy, że mówisz Bogu tak: Panie, tak bardzo pragnę tego! Jednak cokolwiek zrobisz, jak odpowiedz na moją prośbę, już teraz za to dziękuję. ”
To daje pokój. Przekonanie, że Bóg trzyma twoje życie w swoich rękach. Że wszystko w końcu będzie
Przeciwieństwem pokoju jest troska. Jest ona brakiem zaufania, że Bóg kontroluje twoje życie.
Tylko wtedy będziesz mógł żyć w radości i pokoju niezależnie co przyniesie ci życie jeśli będziesz miał właściwą perspektywę.
Brak perspektywy oznacza złe widzenie rzeczywistości.
Czym jest perspektywa?
To oglądanie rzeczywistości względem położonego w dali punktu odniesienia.
Tylko wtedy to, co bliskie będzie miało właściwe kształty.
Podobnie jest z nami.
Perspektywą chrześcijańską jest życie wieczne. Powrót Chrystusa, nowe niebo i nowa ziemia. Paweł w liście do Filipian maluje wszystkie tematy w perspektywie wiecznego życia. Pisze o relacjach, pieniądzach, przyjemnościach, kłopotach z perspektywy wieczności.
Czemu? Ponieważ wiesz, że są to małe przedsmaki nieba. Ciesząc się nimi, ogarnia cię radość z niesamowitej przyszłości która cie czeka. Myślisz: jak piękny jest ten hotelowy pokój z widokiem na morze! Jak pięknie musi być w niebie! Jak pyszne jest to śniadanie! Ale jak wspaniałe będzie jedzenie tam, w niebie! Jak cudownie spędzać czas z tymi, których kocham! Ale jak cudownie będzie spędzać wieczność z samym Panem! Możesz cieszyć się happy endem filmu, który obejrzałeś, bo wiesz, że ciebie czeka prawdziwy happy end! Najlepsze dopiero przede mną!
Pizza przed wyjazdem do Rzymu.
„Wziąwszy pod uwagę szczodre obietnice zawarte w Ewangelii, wygląda na to, że Chrystus Pan uważa nasze pragnienia nie za zbyt silne, lecz za zbyt słabe. Tak jak u nieświadomego dziecka, które zadowala się lepieniem babek w brudnej piaskownicy, bo nie wie, czym jest obietnica spędzenia wakacji nad morzem – nie ma w naszych sercach entuzjazmu i oszałamiamy się alkoholem, seksem oraz ambicją, chociaż mamy obietnicę osiągnięcia nieskończonej radości. Zbyt łatwo nas zadowolić” C.S.Lewis Brzemię Chwały
Zatem perspektywa wieczności daje ci radość i pokój zarówno wtedy, gdy jest źle, jak i wtedy, gdy jest dobrze.
Ale jak mam pokonać ten brak nadziei i ta troskę?
Jak mogę cieszyć się w trudnych sytuacjach i być pełen pokoju?
Głoś ewangelię samemu sobie.
To robił Dawid, gdy smutek i troski ogarniały jego duszę.
”Wróć duszo moja do spokoju swego, bo Pan był dobry dla ciebie” Ps 116,7
Dawid prosił, by Pan przywrócił mu radość z wybawienia.
Dziękuj za to, co zrobił dla ciebie Jezus.
Ekscytuj się tym, co cię czeka.
W książce Władca Pierścieni, podczas oblężenia grodu Minas Tirith, Gandalf pociesza swojego małego przyjaciela. Hobbit Pippin jest wystraszony. Boi się bólu, boi się śmierci. Boi się, co będzie dalej. Jak pociesza go Gandalf?
Pippin: Nie myślałem, że to skończy się w ten sposób.
Gandalf: Skończy? To nie koniec podróży. Śmierć to tylko kolejna ścieżka, którą wszyscy musimy podążyć. Znika szara, deszczowa zasłona tego świata i wszystko spowija srebrzysty blask. A potem widzisz…
Pippin: Co, Gandalfie? Co widzę?
Gandalf: Białe wybrzeże. I to, co za nim… daleką zieloną krainę, skąpaną w blasku wschodzącego słońca.
Pippin: To chyba nie jest takie złe.
Gandalf: Nie, nie jest.
Nasza nadzieja leży po drugiej stronie. W dalekiej zielonej krainie zwanej: niebo. To miejsce jest realne. To miejsce jest prawdziwe. Śmierć jest tylko przejściem na drugą stronę. Tam spotkamy sie z tymi którzy odeszli przed nami. Ale przede wszystkim, tam spotkasz sie z tym, który pokonał śmierć- Jezusem.
Zakończę słowami pastora Timothy Kellera:
„Największe rozkosze jakichkolwiek zaznałeś- podziwianie pięknych miejsc, smak pysznych potraw, czy spełnienie w miłosnym uścisku- są jak krople rosy w porównaniu z bezmiarem oceanu radości, płynącej z oglądania Boga twarzą w twarz. To jest to, na co czekamy, nic mniej. Zgodnie z Biblią, to chwalebne piękno i nasza radość z niego zostały nam darowane w odkupieniu przez Jezusa Chrystusa z grzechu i śmierci. ” Tim Keller
Written by metodysci-admin on . Posted in Kazania
Jeżeli wolisz przeczytać to kazanie kliknij TUTAJ
Written by metodysci-admin on . Posted in Przeczytaj kazanie
1) Ponieważ wierzymy, że jest to biblijne.
2) ponieważ wiara jest darem, a nie uczynkiem
3) ponieważ chrzest niemowląt jest obrazem ewangelii
Ad 1. Chrzcimy dzieci, ponieważ wierzymy, że dzieci były włączane w chrzest swoich rodziców. Piotr stwierdza, że obietnica odpuszczenia grzechów w chrzcie oraz otrzymanie Ducha Świętego odnosi się do tych, którzy uwierzyli oraz do ich potomstwa. Nasuwa się pytanie – czy dopiero wtedy, gdy to potomstwo dorośnie i stanie się świadome tego, co chrzest oznacza?
Nie.
Żydzi, którzy byli słuchaczami kazania Piotra włączali swoje dzieci w Stare przymierze poprzez obrzezanie już w ósmym dniu życia dziecka. Nie czekali aż dziecko dorośnie i zrozumie, co się stało. Nowy Testament porównuje chrzest do obrzezania. Oczywiście, istnieją różnice pomiędzy obrzezaniem a chrztem. Jednak istnieje także pomiędzy nimi relacja ciągłości, którą łatwo zauważyć, jeśli patrzymy na całe Pismo z perspektywy odkupieńczo-historycznej. Z tej perspektywy obrzezanie jawi się nam jako znak Starego Przymierza; chrzest natomiast jest znakiem Nowego Przymierza. Obrzezanie, jako pieczęć i znak Starego Przymierza zostało dane Abrahamowi na podstawie wiary: „i otrzymał (Abraham) znak obrzezania jako pieczęć usprawiedliwienia z wiary, którą miał przed obrzezaniem…”(Rz.4,11). To znaczy, że wiara Abrahama poprzedzała obrzezanie.
Aha! – powiesz – zatem wiara powinna poprzedzać chrzest!
Nie tak szybko…
Jednak Rz.4,13 rozszerza to przymierze również na potomstwo Abrahama. Widać to wyraźnie, gdy czytamy 1 Moj.17,10. „A to jest przymierze moje, przymierze między mną a wami i potomstwem twoim po tobie…“
Czy wejście potomstwa Abrahama w to przymierze miało mieć miejsce dopiero, gdy osiągną wiek wystarczający do zrozumienia, co przymierze oznacza? Nie. Już ósmego dnia po urodzeniu każdy męski potomek miał być obrzezany: „Każde wasze dziecię płci męskiej, po wszystkie pokolenia, gdy będzie miało osiem dni, ma być obrzezane (…) i będzie przymierze moje na ciele waszym jako przymierze wieczne (1Moj. 17,12-13).
Podobnie, jak w przypadku Abrahama, tak w przypadku dorosłej osoby, która uwierzy i ma się ochrzcić, wyznanie wiary jest niezbędne przed chrztem. Księga Dziejów Apostolskich pokazuje pierwsze pokolenie wierzących – każdy przypadek chrztu, który tam widzimy, dotyczy osób dorosłych i poprzedzony jest wiarą. Jednak w Dziejach nie ma ani jednego przykładu chrztu potomstwa pierwszych wierzących, którym każe się czekać do wieku świadomego. Widzimy natomiast wzór podobny, jak w przypadku obrzezania i Starego Przymierza. Za każdym razem, z wyjątkiem eunucha etiopskiego, gdy Dzieje opisują chrzest dorosłej osoby jest dodane, że ich cały dom (oikos) był chrzczony. Gdy poruszeni do głębi słuchacze pytają, co mają czynić, by być zbawieni, Piotr odpowiada: „Nawróćcie się i dajcie się ochrzcić na odpuszczenie grzechów, a otrzymacie dar Ducha Świętego.“ (Dz.2,39). Następnie dodaje, że obietnica ta odnosi się do słuchaczy oraz ich potomstwa. Widzimy tu ten sam wzór co w przypadku Starego Przymierza i obrzezania.
Ad 2. powstaje więc pytanie – jak to małe dziecko może uwierzyć?
Przecież warunkiem chrztu jest wiara! To, że dziecko nie jest zdolne, by wierzyć jest najsilniejszym argumentem przeciwników chrztu dzieci. Warunek chrztu się nie zmienia; niezależnie, czy chrzczona jest osoba dorosła czy dziecko wiara jest konieczna. O jakiej jednak wierze możemy mówić w przypadku niemowlaków? Są dwa sposoby odpowiedzi na to pytanie. Bardziej popularne rozwiązanie, którego zwolennikiem byli reformatorzy Zwingli i Kalwin, zakładało, że chrzest dokonuje się na podstawie wiary rodziców i tzw. sponsorów (dawny odpowiednik rodziców chrzestnych).
Bardzo łatwo dowieść z Biblii, że Bóg działa w oparciu o wiarę innych osób. Przykładem może być uzdrowienie paralityka, którego czterech przyjaciół opuściło na łożu przez dach do stóp Jezusa. Czytamy, że „Jezus widząc wiarę ich rzekł paralitykowi: Synu, odpuszczone są twoje grzechy.“ (Mat.9,2-5). Choć Bożą wolą jest by każdy wierzący posiadał osobistą wiarę w Chrystusa, w pewnych sytuacjach Bóg może udzielić mu łaski na podstawie wiary innych ludzi. Tego rodzaju wspólnotowe podejście do wiary było charakterystyczne dla ludu Izraela. Nikt nie oczekiwał, że obrzezane niemowlę ma osobistą wiarę. Jednak wierzono, że jest ono włączone w przymierze na podstawie wiary rodziny. Zadaniem rodziny było wychować to dziecko w wierze, aż będzie zdolne samo zrozumieć i uwierzyć w Boga Przymierza. Podobnie z chrztem – jego ważność była uzależniona nie od wiary dziecka lecz dorosłych, którzy to dziecko przynosili przed Boga, i zobowiązywali się do wychowania dziecka w wierze w Chrystusa, aż będzie zdolny uwierzyć sam za siebie. Przykład skuteczności wiary rodzica względem dziecka widzimy w 1Kor.7,14. Paweł pisze tu, że wystarczy wiara jednego z rodziców, by dziecko było święte.
Inne rozwiązanie problemu wiary dzieci proponował Luter. Stanowczo sprzeciwiał się idei wspólnotowej wiary. Luter dowodził, że Bóg honoruje i udziela wiary osobistej. Dlatego Luter był zdania, że Bóg podczas chrztu udziela wiary chrzczonemu dziecku. Ponieważ wiara jest darem Boga, udzielanym gdy jest głoszone Słowo Boże, Luter uważał, że skoro podczas chrztu głoszone Słowo Boże łączy się z wodą, Bóg udziela wiary chrzczonemu dziecku. Na zarzuty, że przecież dziecko nie może mieć wiary, ponieważ nie ma zrozumienia tego, co dokonał Chrystus, Luter przypominał, że za wzór wiary Jezus stawiał dziecko, a nie osobę dorosłą. Cytował słowa Pana: „Jeżeli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Bożego“ (Łk.18,15-17).
Wiara ma dwa wymiary. Jeden z nich to zrozumienie. Możesz uwierzyć w Chrystusa, gdy zrozumiesz, co oznacza jego śmierć i zmartwychwstanie. Jednak wiara jest czymś więcej, niż zrozumieniem. Jest zaufaniem pomimo braku zrozumienia (na przykład, Bóg nigdy nie wyjaśnił Hiobowi, dlaczego ten cierpiał). Dlatego Jezus jako przykład doskonałej wiary dał dziecko. Dziecko nie musi zrozumieć a jednak może wierzyć, może ufać. W rzeczywistości, nasz intelekt często stoi na przeszkodzie wierze. Dlatego Jezus mówi, że musimy stać się jak dzieci. Przykład, że dziecko może mieć wiarę znajdujemy w Ps.71,5-6. Dawid wyznaje: „Tobie ufałem od urodzenia…“ Jezus powiedział: „kto zgorszy jedno z tych małych dzieci (gr.mikron) które wierzą we mnie…” Mat.18,6. Może być to trudne dla naszego intelektu, ale Biblia wskazuje, że Bóg może udzielić wiary nawet małemu dziecku. Z tego powodu chrzest niemowląt, zdaniem Lutra, jest chrztem wierzącego.
Podsumowując: podstawą chrztu dziecka jest wiara – bądź to wiara rodziców i kościoła (do momentu dojrzałości wiary osobistej), bądź osobista wiara udzielona przez Boga w trakcie ceremonii chrztu poprzez Boże Słowo.
Czego uczy nas chrzest dzieci?
Po pierwsze, że w czasie, gdy nasza wiara słabnie, możemy być niesieni wiarą kościoła, aż Pan nas odnowi. Po drugie, uczestnicząc w chrzcie dziecka przypominamy sobie, że wiara nie jest przede wszystkim naszym uczynkiem składanym Bogu, by On coś dla nas zrobił. Wiara nie jest czymś, co wypracowujemy, zdobywając w pocie czoła coraz więcej masy wiary, niczym mięśnie na siłowni.
W reakcji na brak osobistej wiary, my, ewangeliczni chrześcijanie zrobiliśmy z wiary niemal dyscyplinę naukową. Mówimy: „musisz zbudować swoją wiarę w uzdrowienie! Dopóki tego nie zrobisz, Bóg nie może działać w twoim życiu!“ Naiwnie wydaje się nam, że gdy będziemy czytać, czy słuchać Bożego Słowa, a następnie je wyznawać, wiara automatycznie się pojawi. Jednak choćbyśmy czytali Biblię 24 godziny na dobę, i równocześnie wyznawali wszystkie jej obietnice, nic nam to nie pomoże jeśli… Bóg nie udzieli nam wiary. Wiara jest darem Boga (Ef.2,8; Flp.1,29; Kol.2,12) Jezus Chrystus jest sprawcą i dokończycielem naszej wiary (Hebr.12,2). Choć wiara przychodzi przez Boże Słowo i Bóg nie będzie go słuchał i czytał za nas, to musimy przypominać sobie, że wiara nie jest naszą zasługą. Nie jest naszym uczynkiem, na podstawie którego Bóg nam błogosławi. Za każdym razem, gdy widzimy, jak chrzczone jest małe dziecko, które jeszcze nic nie mogło zrobić dobrego, na nic zasłużyć, jedynie słuchać i przyjmować, mamy szansę utwierdzać się w łasce ewangelii.
Ad 3. Chrzest dziecka jest obrazem ewangelii.
Jeśli chrzest jest tym, co my robimy, by pokazać Bogu nasza wiarę, chrzest jest uczynkiem. Jeśli natomiast chrzest jest tym, co Bóg robi dla nas, ponieważ my nie możemy zrobić tego dla siebie- chrzest obrazuje ewangelię. Wierzymy, że chrzest jest sakramentem, to znaczy, że podczas tej ceremonii Bóg poprzez fizyczny symbol wody faktycznie udziela swojej łaski. W Kol.2,11 jest napisane, że nasze obrzezanie, czyli chrzest, „nie jest dokonane ręką ludzką.“ To oznacza, że sam Chrystus go dokonuje. Dlatego Paweł nazywa chrzest obrzezaniem Chrystusowym. Chrzest jest Bożą aktywnością, a nie ludzką. Choć ludzka ręka administruje wodę na ciało człowieka, to Boska ręka administruje łaskę na serce człowieka (Dlatego nazywamy chrzest sakramentem). Chrzest to coś więcej, niż obraz, symbol ewangelii. Chrzest to uobecnienie ewangelii – Bóg faktycznie udziela podczas chrztu swojej łaski, na podstawie tego, co zrobił dla nas Chrystus, a nie na podstawie tego, co my robimy dla Niego.
Jaką łaskę? – możemy spytać. Czego dokładnie Bóg dokonuje podczas chrztu?
Po pierwsze, „wyzucia się z ziemskiego ciała“. (2,11). Obrzezanie polegało na odcięciu kawałka skóry z intymnej części ciała mężczyzny lub chłopca. Paweł nawiązuje do tego w obrazowy sposób ucząc, że podczas chrztu nasza stara, upadła natura zostaje od nas „odcięta“. Jesteśmy „odcięci“ od tzw. grzechu pierworodnego, który dziedziczymy od urodzenia po Adamie. Paweł kontynuując temat, zmienia nagle metaforę: Chrzest jest pogrzebem tej starej, kochającej grzech natury. Apostoł rozwija tą myśl w Rz.6,4 pisząc: „Pogrzebani tedy jesteście wraz z Nim przez chrzest w śmierć, aby jak Chrystus wskrzeszony został z martwych tak i wy nowe życie prowadzili.“
Po drugie, podczas chrztu Bóg odradza nas do życia wiecznego (co widzimy również w wersecie z Rz.4). Chrzest jest narodzinami natury Chrystusa w nas. (2,12-13). Podczas chrztu Bóg odpuszcza nam wszystkie grzechy (2,13) oraz uzdalnia do nowego życia w Chrystusie. To wymaga zajrzenia w trzy inne miejsca w Biblii, gdzie odrodzenie łączy się z wodą chrztu: J.3,5 – kto się nie narodzi z wody i z Ducha nie może wejść do królestwa Bożego. Ef 5,26- Chrystus oczyszcza nas kąpielą wodną przez Słowo. Zwróćmy ponownie uwagę, że to Chrystus nas oczyszcza, a nie my. Również, pomimo że woda jest obecna, to nie ona nas oczyszcza lecz Boże Słowo. Właśnie tą kartą grał Marcin Luter ucząc na temat chrztu: jego skuteczność nie zawdzięczamy wodzie, lecz Bożemu Słowu. O jakie konkretnie Słowo chodziło Lutrowi? Słowo samego Chrystusa, który nakazał: „idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.“ (Mat.28,19). A następnie: „Kto uwierzy, i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony…” (Mk.16,16)
Trzeci fragment łączący chrzest z duchowym odrodzeniem to Tyt.3,5-7. Chrystus zbawił nas nie ze względu na to, co dobrego robiliśmy, lecz ze względu na swoje miłosierdzie „przez kąpiel odrodzenia” i odnowienie przez Ducha Świętego. Tego Ducha Bóg wylał na nas obficie przez Chrystusa. Widzimy, że Duch Święty który dokonuje odnowienia czyni to podczas chrztu. (Duch Święty sprawia, że już tu na ziemi doświadczamy obietnicy wiecznego życia i odrodzenia, którego w pełni doświadczymy, gdy powróci Chrystus i otrzymamy nowe, chwalebne ciała – 1Kor.15). Więc to dzięki Duchowi Świętemu rodzimy się na nowo poprzez kąpiel odrodzenia. To odrodzenie jest możliwe, ponieważ jesteśmy usprawiedliwieni w oczach Boga. Usprawiedliwienie to przyjmujemy również podczas chrztu (Tyt.3,7). Chociaż w naszym fragmencie z Kolosan nie ma bezpośredniej wzmianki o usprawiedliwieniu w chrzcie, to werset 14 nawiązuje do niego: „Bóg wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami.“ Chodzi tu o wymagania Prawa, które wypełnił za nas Chrystus, żyjąc doskonale zamiast nas, oraz umierając, niosąc naszą karę za to, że my złamaliśmy Boże prawo (ewangelia „w pigułce”). Otrzymaliśmy Jego sprawiedliwość, którą przyjmujemy w chrzcie. Dzięki niej Bóg może nas odrodzić przez Słowo i Ducha, a nie ukarać oddaleniem sprzed swojej obecności ponieważ nie przeszliśmy pozytywnie inspekcji.
Ale dlaczego woda, która w Starym Przymierzu jest najczęściej symbolem sądu (np. potop, morze czerwone) dla nas staje się symbolem zbawienia i oczyszczenia? Gdy Jezus umarł na krzyżu jeden z żołnierzy przebił jego bok, z którego wypłynęła nie tylko krew ale i woda. Woda zmieszana z krwią, którą przelał Jezus mówi coś do nas! Mówi, że Chrystus na krzyżu doświadczył sądu za nas, byśmy my doświadczyli łaski ratunku i odrodzenia ku wiecznemu życiu. Gdy będziesz obserwatorem chrztu, czy będziesz widział gdziekolwiek chrzcielnicę, wdzięcznie pomyśl o Jezusie. On cię uratował od sądu, usprawiedliwił do relacji ze sobą, odrodził ku życiu wiecznemu. Niech wspominanie chrztu daje ci łaskę byś trwał w swoim zbawieniu. Amen.
Written by metodysci-admin on . Posted in Przeczytaj kazanie
Rozważamy właśnie List do Filipian. Jak pamiętamy, jest to jeden z najradośniejszych listów Pawła, skierowany do kościoła, do którego apostoł zwraca się w sposób wyjątkowo wylewny, o którym pisze z nieukrywaną dumą, ale równocześnie troską. Ze słów Pawła możemy wywnioskować, że kościół w Filipii – rzymskim mieście na terenie greckiej Macedonii, dotknięty został problemami i podziałami, które dotykają także kościołów i wspólnot współczesnych.
Kiedy czytamy werset „z bojaźnią i drżeniem zbawienie swoje sprawujcie”, pierwsza myśl, która pojawia się w naszej głowie, to pytanie: ale jak to? Czy to oznacza, że nie jestem jeszcze zbawiony? Czy mam na to zbawienie pracować? Ale przecież wcześniej dowiedzieliśmy się, że zbawienie osiągalne jest dla nas za darmo, z łaski. Wystarczy, mówili, że wyznam ustami, że Jezus jest Panem i zbawiony będę. Może zatem Paweł tym razem przeżywał chwilę religijnej nerwicy, która popchnęła go w kierunku podjęcia próby nakłonienia kościoła do powrotu do uczynków i zarabiania na swoje zbawienie? A tak naprawdę nie jest istotne jak żyjemy, wszak skoro już zostaliśmy zbawieni i Bóg nas kocha, to jakie znaczenie mogą mieć nasze uczynki? Wszak łaska zatryumfowała, po co jeszcze coś do niej dokładać?
Aby znaleźć właściwą odpowiedź na te pytania, musimy przede wszystkim uświadomić sobie, czym jest i co oznacza dla Pawła „zbawienie” i do czego ten termin się odnosi. Otóż widzimy, że termin ten używany jest, nie przez przypadek, w Biblii w trzech czasach gramatycznych. Zostaliśmy zbawieni. Jesteśmy zbawiani i będziemy zbawieni. Zostaliśmy zbawieni od kary za grzech. Czytamy w liście do Rzymian 3,25, iż „Bóg uczynił go ołtarzem przebłagania. Przez wiarę, w Jego krwi objawił swoją sprawiedliwość, aby odpuścić grzechy popełnione uprzednio w czasie cierpliwości Bożej.” A zatem, skoro kara za grzech spadła już na tego, który grzechu nie popełnił, to do czego nam jeszcze zbawienie? Na co wskazuje czas przyszły? Na zbawienie od konsekwencji od grzechów, na naszą przyszłą chwałę. Na życie, które odziedziczymy, gdy nastanie nowe niebo i nowa ziemia. Życie wolne od chorób, biedy, lęku i zmartwień. Życie, do którego wzdycha dzisiaj całe stworzenie, poddane skażeniu ze względu na skutki grzechu. Od czego zatem zbawiani jesteśmy teraz, dzisiaj? Dzisiaj, zbawiani jesteśmy od samego grzechu, od jego niszczycielskiego wpływu na nasze osobiste życie, kościół i świat.
Grzech to słowo, które raczej nie robi furory w naszych czasach. W kulturze, w której przede wszystkim liczy się przebojowość i zabawa, mało uwagi przykłada się do środków, bardziej istotny jest zawsze cel i przyjemność. Jeszcze chyba nigdy tak bardzo dla ludzkości nie liczyła się powierzchowność i chwilowe doświadczenia, osiąganie sukcesu i zdobywanie nowych przedmiotów, a tak bardzo nieistotnym był charakter człowieka. Chociaż wraz z nadejściem wieku Oświecenia ludzkość triumfalnie ogłosiła nastanie czasów powszechnej sprawiedliwości, do dzisiaj tej sprawiedliwości nie możemy się doczekać. A przecież uznano już, że przyczyną wszelkich problemów ludzkich jest brak wykształcenia. Brak wystarczającej wiedzy, który nie pozwala ludziom dostrzec, jak nieistotne i błahe są problemy przez które nieustannie się zabiją. Powstał pogląd, zgodnie z którym wystarczy dotrzeć do ludzi z odpowiednią wiedzą, pokazać im, że lepiej jest szanować się niż nienawidzić i za jakiś czas dojdą oni sami do wniosków, że warto żyć w pokoju i uszanowaniu własnej odmienności. I pomimo tego, że powszechnemu dostępowi do edukacji zapewne zawdzięczamy wiele i dzięki niej świat stał się miejscem bardziej znośnym niż gdy jej nie było, to ciągle daleko nam do doskonałości. Najgorsze zbrodnie stały się w zeszłym wieku udziałem narodów, które najbardziej entuzjastycznie przyjęły hasła o sprawiedliwym świecie. Dzisiaj, kiedy spotykamy się tutaj, małe dzieci wygnane ze swoich domów przez wojnę i głód toną w odmętach Morza Śródziemnego, na plażach którego wkrótce opalać się będą bogaci turyści zachodniego świata. Czy mogliśmy się bardziej pomylić? Brak wykształcenia to poważny problem, ale prawdziwy problem leży daleko głębiej. To problem z naturą ludzką. Paweł nawołuje Filipian do zabiegania o zbawienie z bojaźnią i drżeniem, a sądzę, że dobór tych słów nie jest przypadkowy. Przecież to właśnie grzech spowodował, że jedyna osoba, która naprawdę zasłużyła by żyć musiała umrzeć śmiercią złoczyńcy. To grzech, a nie choroba, ubóstwo czy samotność (chociaż cierpienia te są bez wątpienia straszne) są naszym wrogiem, bo tylko grzech może skutecznie nas zabić. Biblia uczy, że naszym największym problemem jest zerwana relacja z Bogiem, a przyczyną tego jest właśnie grzech. Jest jak zakwas, jak trąd, wirus albo drapieżnik. Chrześcijański teolog i autor, Tim Challies napisał: „Grzech obiecuje radość, a przynosi ból, obiecuje szczęście, a przynosi wstyd, obiecuje życie, a przynosi śmierć, obiecuje wolność, a przynosi poczucie winy, obiecuje niebo, a przynosi piekło. Grzech zawsze, ale to zawsze jest kłamstwem”. Celem grzechu zawsze jest oddzielenie nas od Boga, aby w konsekwencji doprowadzić do duchowej śmierci. Słyszałem kiedyś o pewnej kobiecie, która hodowała w domu węża Boa (nie wiem, czy i na ile ta historia jest prawdziwa, ale stanowi świetną ilustrację). Karmiła go i pielęgnowała, a on rósł sobie zdrowy i beztroski żyjąc swoim wężym życiem. Ale pewnego dnia coś ją zaniepokoiło. Otóż wąż zamiast spać w akwarium zwinięty w kłębek jak miał w zwyczaju, zaczął w nocy kłaść się obok niej na łóżku wyprostowany. Zaniepokojona, czy aby coś mu nie dolega zabrała go do specjalisty, który jej wysłuchał, zbadał gada, a następnie popatrzył na nią uważnie i powiedział: proszę pani, jego zachowanie jest absolutnie normalne. On po prostu sprawdza, czy pani się w nim zmieści. Tak właśnie jest z grzechem. Możesz nazwać swojego węża Ciapek, Mruczek albo Fafulek ale to nie zmieni jego natury. On od początku szykuje się do konsumpcji. Albo go zagłodzisz, albo staniesz się jego daniem.
Acha! Możemy powiedzieć. A zatem rozumiem. Skoro zostałem zbawiony przez Jezusa od kary za grzech, to teraz moim zadaniem jest praca nad własną świętością. To teraz ode mnie zależy, jak będzie wyglądać moje życie, prawda? Z łaski zostałem zbawiony od skutków grzechu, a z pracy jest zbawiany od samego grzechu. Nic bardziej mylnego! Spójrzmy, co dalej pisze Paweł „Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie”. A zatem? Paweł daje jednoznaczną odpowiedź, że tak naprawdę inicjatorem i sprawcą zmiany w naszym życiu jest zawsze Bóg. Tak jak z jego łaski zostaliśmy zbawieni, tak z jego łaski jesteśmy zbawiani, czyli uświęcani, uwalniani od grzechu i jego wpływu na nasze życie. Jest to działanie od nas niezależne! Jezus mówiąc o Królestwie Bożym przyrównał je do ziarna, które rzucone w glebę obumiera, potem wzrasta i wydaje plon, bez względu na to, co w tym czasie robi siewca. To Boża miłość i dobroć sprawiają, że się zmieniamy i stajemy podobni do niego. Coraz bardziej cierpliwi, sprawiedliwi, zdolni do poświęcania i do walki o sprawiedliwość. Uświęcenie i zbawienie są nierozłączne, jak dwie strony tej samej monety, a obecność jednej jest przyczyną sprawczą i dowodem na istnienie drugiej. Nie ma zbawienia bez zmiany życia. I życie nie może się zmienić, jeśli nie było prawdziwego nawrócenia i zbawienia. Tylko Bóg ma moc, by przemienić nasze złe, skupione na sobie serca.
Zaraz, zaraz, możesz powiedzieć, ale przecież chwilę wcześniej czytałeś, że to my mamy sprawować zbawienie, no więc w końcu kto? To Bóg czy my? Jak rozwiązać tę kabałę? Odpowiedź jest prosta: to Bóg inicjuje zmiany, ale to od nas zależy, czy na te zmiany odpowiemy. I to jest jedyna możliwa opcja. W innym wypadku, gdyby wszystko zależało tylko od Boga, to cała zabawa w życie byłaby bez sensu, bylibyśmy tylko marionetkami w jego ręku pozbawionymi wolnej woli, a z drugiej strony, gdyby wszystko zależało teraz od nas, to dobra nowina byłaby tak naprawdę najgorszą nowiną z możliwych. Wielokrotnie próbowałem o własnych siłach stać się lepszym człowiekiem i każdy kolejny upadek był bardziej spektakularny od poprzedniego. Odpowiedzialność, która wiązałaby się z tym byłaby nie do udźwignięcia, a skutki katastrofalne. Jaki jest nasz udział a jaki Boga w całym tym procesie? Sto procent Boga i sto procent nasz. Tak jak Jezus jest w stu procentach Bogiem i równocześnie w stu procentach człowiekiem, tak samo Bóg wykonuje nas swój plan i my sami na ten plan musimy odpowiedzieć. Dlatego myśląc o uświęceniu, musimy myśleć o nim jako suwerennym akcie Boga, bo to daje nam bezpieczeństwo i pokój, że ten projekt po prostu się uda. Zdejmuje z naszych pleców ciężar odpowiedzialności za sukces tej misji. A z drugiej strony o konieczne jest nasze zaangażowanie, bo bez tego moglibyśmy siedzieć z założonymi rękami w przekonaniu, że wystarczyło powiedzieć „Jezus jest Panem” i na tym koniec. Nie ważne jak żyjemy, nie ważne kim się stajemy. Ale wypowiedzenie tej słynnej formuły, to nie koniec, lecz dopiero początek. Ten werset mówi „jeśli w sercu swoim uwierzysz”, a jaki jest znak tego, że naprawdę uwierzyłeś? Odpowiedziałeś Bogu na jego wezwanie do świętości. Tylko Bóg może zmienić nasze serca, ale to my zmieniamy nasze postępowanie.
Jak to zrobić? Jak praktycznie sprawować to zbawienie? Uczynić Jezusa najcenniejszym w naszym życiu. Przekładając termin „sprawować zbawienie” na język świecki, oznaczałoby ono, pracę i zabieganie o to, co dla ludzi jest najważniejsze. Jeśli najważniejsza dla mnie jest kariera, podporządkuję swoją rodzinę, przyjaźnie i rozwój właśnie pod karierę. Poświęcę wszystko, żeby osiągnąć sukces. Jeśli najważniejsza dla mnie jest rodzina, to podporządkuję pracę, czas i pieniądze pod rodzinę. A jeśli najważniejszy dla mnie jest Jezus? Podporządkuję swoje życie pod Jezusa! Co takiego obiecuje nam grzech, że dajemy mu się zwieść, że słuchamy go, chociaż wiemy, że koniec końców będziemy rozczarowani? Czego szukamy w pogoni za sukcesem? Uznania? Czego szukamy poświęcając wszystko dla dzieci i drugiego człowieka? Miłości? Intymności? Czego szukamy w dążeniu do coraz większego bogactwa? Bezpieczeństwa? Wpływu? Kariera, finanse, czy drugi człowiek, to same z siebie są rzeczy dobre, ale w momencie kiedy zastępują nam Boga, same stają się bogami, idolami, które zawsze łamią nam serca. Szukamy w nich tego, co znaleźć możemy tylko w Jezusie. I kiedy to zrozumiemy, dopiero wtedy, możemy naprawdę się od nich uwolnić. To wszystko, co one nam obiecują, a nie mogą dać, daje nam Jezus. I aby nam to dać, musiał zapłacić olbrzymią cenę. Spotkało go to, co spotkałoby nas, gdyby nie on. Nasze życie dzisiaj pokazuje na ile wierzymy, że to rzeczywiście prawda. Nasza odpowiedź na jego zaproszenie do życia w świętości pokazuje nam, w którym miejscu naprawdę jest nasze serce. Żeby to się stało rzeczywiste w naszym życiu, musimy przypominać sobie o tym codziennie. Każdego dnia musimy szukać Boga w modlitwie i jego łaski aby dostrzec tę prawdę, każdego dnia musimy szukać go w jego Słowie, abyśmy byli w stanie zobaczyć, jak powinno wyglądać nasze życie. Do czasu, gdy całe nasze życie będzie przemienione przez ewangelię.
Paweł pisze do Filipian, że mają być jak światło w ciemności dla ludzi w tym świecie, a przez konkretny grzech (podziały) nie wypełniają swojego przeznaczenia. Tak właśnie ma się sprawa z nami: Bóg przeznaczył nas, żebyśmy żyli życiem, które wskazuje na Jezusa, przeznaczył kościół, aby świadczył światu o Bożej miłości i dobroci, a kiedy dajemy się zwieść grzechowi, stajemy się dokładnie jak ten świat. Abyśmy mogli świecić w tym świecie, Jezus, ten który zawsze chodził w świetle, bo sam był światłem, musiał zapłacić ogromną cenę. Kiedy umierał, zapadła ciemność, dla niego jednak była to ciemność o wiele gorsza niż ta, która zapadała nad Jerozolimą, ciemność kosmiczna, pozbawiona obecności tego, bez którego nie może istnieć życie. Mrok, w którym nie ma żadnej nadziei, bo mrok, w którym nie ma Bożej obecności. Jednak miłość Jezusa do ciebie i do mnie była tak wielka, że choć cierpiał ból, którego nie możemy sobie nawet wyobrazić, zrobił to chętnie. Zrobił to, bo wiedział, że dzięki temu zostaniemy uratowani przed gniewem i sądem, na który zasłużyliśmy. Bo to była jedyna droga, aby pojednać nas z naszym Stwórcą. Zdecydował się dotknąć wiecznej ciemności, abyśmy my mogli chodzić w światłości. Niech największą motywacją dla nas, aby żyć życiem, które podoba się Bogu będzie miłość do niego. Tak jak Jezusa, miłość do zaprowadziła na krzyż, niech nasza miłość do Niego zaprowadzi nas do życia, które przynosi mu radość. Amen.
Written by metodysci-admin on . Posted in Kazania
Jeżeli wolisz przeczytać to kazanie kliknij TUTAJ
Written by metodysci-admin on . Posted in Przeczytaj kazanie
Dlaczego, choć Kościół mówi o dobrej nowinie tylu ludzi jej nie słyszy? Ponieważ spełnia się na nas powiedzenie: „to, co robisz, krzyczy tak głośno, że nie słyszę tego, co mówisz.” Nasze życie powinno uwiarygodniać to, co mówimy – powinno odzwierciedlać ewangelię.
Ten sam problem Paweł chciał rozwiązać w kościele Filipian.
Choć list jest optymistyczny, Paweł wie, że wspólnota Filipian nie jest bez problemów. Dwie diakonice, Ewodia i Syntycha nie mogą dojść do porozumienia w jakiejś sprawie i ich spór odbija się na całej wspólnocie. Ten brak jednomyślności jest zagrożeniem dla służby ewangelii. Jak można głosić, że Jezus oddał życie za nas, podczas gdy ludzie widzą, że my walczymy o swoje racje?
Dlatego Paweł opisuje Filipianom zasadę : „moje życie za twoje” (Fil.2,3-4) a potem, wiedząc, jak niemożliwe jest by o własnych siłach tak postępować, pokazuje im postawę Jezusa.
Paweł naucza: ” jeśli chodzi o relacje miedzy wami, to miejcie taką postawę względem siebie, jaką miał Chrystus wobec Ojca”
Następnie opisuje dobrowolny proces uniżenia Chrystusa w trzech fazach.
Zanim je omówimy, musimy wiedzieć, że ten fragment niekoniecznie jest autorstwa Pawła. Paweł prawdopodobnie cytuje tu wczesnochrześcijańskie wyznanie wiary lub hymn, który mógł być częścią wczesnochrześcijańskich nabożeństw. Fragment ten jest tak bogaty teologicznie, że dziś zaledwie na niego zerkniemy. To tak, jakby odwiedzić Rzym, wykupić wycieczkę po Watykanie i ostatni jej punkt, kaplicę Sykstyńską przebiec mając jedynie 5 minut. Właśnie to spotkało mnie i moją żonę podczas podróży poślubnej i do dziś odczuwam ogromny niedosyt. Gdyby Biblia była pasmem górskim to ten fragment stanowiłby jeden z jego najwyższych szczytów. Zachęcam was do nauczenia się go na pamięć i w wolnych chwilach wracania do niego, by zgłębiać jego bogactwo.
My jednak przebiegniemy naszą „kaplicę Sykstyńską” zerkając na proces uniżenia Jezusa.
Paweł pisał do Filipian 20-30 lat po śmierci Jezusa. A cytuje fragment który jest prawdopodobnie starszy, niż jego list. To znaczy, że już pierwsze pokolenie chrześcijan czciło Chrystusa jako Boga.
Z innych fragmentów Nowego Testamentu wiemy, że Jezus był świadomy swojej boskości.
Niektórzy uczą, że Jezus stając się człowiekiem, nie mógł nic zrobić jako Bóg, nawet, jeśli by chciał. Jednak w Ogrodzie Getsemane, gdy Piotr w obronie Pana odciął ucho słudze kapłana, Jezus spytał: „Czy myślisz, że gdybym poprosił, Ojciec nie mógłby wystawić legionu aniołów by mnie uratować?” Uniżenie Jezusa było więc uniżeniem dobrowolnym.
To tak, jakby w swojej talii kart miał najsilniejszą kartę, której mógłby użyć, jednak gra kartami słabymi.
Dlaczego Jezus się ograniczył? Dla relacji z nami. Istota relacji polega na tym, że ograniczamy się dla innych. Ograniczenie oznacza nie korzystanie z prawa do … Jeśli skorzystasz z tego prawa, dostaniesz to, czego chcesz, ale kosztem relacji. Dlatego Bóg wybrał tą drogę, zamiast objawienia się w pełni swojej mocy i zmuszenia wszystkich do poddania.
Pan mógł urodzić się w rodzinie królewskiej, mającej wpływy. Jednak wybiera rodzinę „przeciętnego Kowalskiego” i małe miasteczko na swoje urodzenie.
Uniżenie jest zwycięstwem. Przyjęcie postawy sługi zwycięża. Dlatego Bóg wielce Go wywyższył. Choć to wywyższenie dokonało się poprzez zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, pełna jego realizacja nastąpi gdy Chrystus powróci. Wtedy wszyscy ludzie zobaczą Go w jego chwale i potędze, i padną na kolana.
Podobnie jest z nami. Gdy na wzór Jezusa, przyjmujemy postać sługi, to doświadczymy wywyższenia zachowując relacje. To wywyższenie jest wywyższaniem przez Pana, a nie samopromocją. Częściowo doświadczamy go na ziemi lecz w pełni doświadczymy go gdy powróci Pan. Jego wywyższenie będzie naszym wywyższaniem. Dlatego wiele razy w liście Paweł zachęca Filipian by mieli perspektywę wieczności, nie pokładając całej nadziei w tym świecie.
Proces uniżenia Jezusa nie kończy się na przyjęciu postawy sługi. Twoim celem nie jest pomoc by ktoś osiągnął sukces i znaczenie, lecz by zaufał Chrystusowi. Wielu ludzi, nie znających Pana ma postawę służenia. Być może przeczytali w bestsellerze motywacyjnym, że taka postawa ich wypromuje do osiągnięcia ich największego marzenia. Jednak celem naszej służby jest ewangelia. My się mamy troszczyć o zbawienie ludzi. Dlatego Paweł pisze, że Chrystus był posłuszny aż do śmierci i to śmierci krzyżowej. Czy widzicie, jak Paweł podkreśla rodzaj śmierci? To była śmierć krzyżowa.
Kiedyś wydawało mi się, że gdy Żydzi pojmali Jezusa, to oddali go Piłatowi na sąd, bo sami nie mogli go zabić. Jednak Szczepana mogli ukamienować. Dlaczego zatem Jezusa postawili przed Rzymskim sądem? Ponieważ zależało im, by został ukrzyżowany. Gdyby tak się stało, to legenda Jezusa umarłaby z nim, ponieważ każdy Żyd wiedział, że „przeklęty jest każdy powieszony na drzewie”. Jezus kończący życie na drzewie krzyża miał być dowodem na to, że umarł przeklęty przez Boga. Że to, co głosił było bluźnierstwem. A głosił, że jest Mesjaszem, więcej, że jest Bogiem. Wiec niech zobaczą wszyscy że Bóg go przeklina za bluźnierstwo!
I faktycznie, Jezus umiera na krzyżu. Faktycznie, jest przeklęty, wyszydzony przez ludzi. Umiera w hańbie. Każdy chciałby umierać w chwale, mając dobrą opinię, mając rodzinę wokół. Jezus umiera samotnie, w hańbie, ze złą opinią, uczniowie są nim rozczarowani. Najgorsze, że sam Bóg się od niego odwraca!
Nie może być nic gorszego!
Czy to nie jest wielka przegrana?
Nie.
To pozorna przegrana.
Jezus umiera w taki sposób ponieważ zajmuje nasze miejsce. Robi to dla naszego zbawienia. To wielka tajemnica, którą Paweł pojął. Ta miłość, ta mądrość zdobyła go i poświęcił się służbie tej tajemnicy, którą jest ewangelia – dobra nowina, że Jezus pozornie przegrywając zwyciężył. Podobnie my, choć nie jesteśmy Bogami, powinniśmy być świadomi tego, że jesteśmy jego dziećmi. Nasza służba nie wynika z niskiej samooceny, nie jest zasługiwaniem na akceptację jakiejś osoby lub grupy. Będąc świadomy jak wysoki jest mój status, wybieram, by służyć na Bożą chwałę.
Jak to działa dla nas?
Jeśli jeszcze nie zaufałeś Chrystusowi, to uniż się! Dostrzeż, że jesteś zgubiony bez Chrystusa! Przecież On przyszedł i stał się człowiekiem dla ciebie! On umarł za twoje grzechy. Przyjmij dar jego zbawienia! Uwierz w to, że jesteś zbyt grzeszny, by siebie zbawić, ale że On tak Cię kocha, że już cię zbawił! On ograniczył siebie, by mieć relacje z tobą.